Myślę sobie, że nie pamiętam szarej jesieni z dzieciństwa. Pamiętam szelest kolorowych liści i ludziki z kasztanów. Ojca niezbędnik do fajki, którym robiło się dziurki żeby zamocować w nich zapałki. Chociaż lepszy był Szpikulec, taki z czerwoną rączką.
Ale padało też. Musiało padać, bo były kałuże. Lubiłem w nie wchodzić. Teraz omijam.
Ciekawe co jeszcze omijamy tak jak kałuże...
Zdjęcia szufladowe wrzucam. Będę się starał żeby codziennie coś się tu pojawiało (pozdro, Frota! ;))
Na deser Ufomammut. Dla wszystkich, którzy nie mogli być wczoraj na koncercie. Miał być inny numer z tej płyty, z panią Rose Kemp gościnnie, ale Blogger nie znajduje. Może ma doła.
pozdro!
OdpowiedzUsuń