Lubię takie dni, kiedy nic nie trzeba i człowiek może po prostu pobyć sam ze sobą. Wyprowadzić się na mentalny spacer i po prostu być w tym świecie. W takim, jaki on jest naprawdę, a nie zawalonym cyferkami, targetami, czy spieprzającymi autobusami . W życiu płynącym swoim naturalnym, spokojnym tempem, które zawsze jest identyczne. Mamy tendencję, zwłaszcza żyjąc w wielkim mieście, do przyspieszania tego życia na siłę. Po co? I tak umrzemy.
Zostają dżagi w skórze pod TK Max`em ;)
OdpowiedzUsuń